Relacja z II Obywatelskiego Kongresu Samorządowego

FORUM OD-NOWA

21 października w Krajowej Szkole Administracji Publicznej odbyła się druga edycja Obywatelskiego Kongresu Samorządowego przebiegającego pod hasłem „Jak poprawić funkcjonowanie samorządów”, który prowadziła Agata Dąmbska (Forum Od-nowa) i Waldemar Dubaniowski (PricewaterhouseCoopers).

Uroczystego otwarcia dokonał Prorektor Uczelni Łazarskiego, Jerzy Stępień. Zasugerował konieczność dokonania oceny wprowadzenia samorządu terytorialnego w 1990 roku, przyjmując jako punkt odniesienia Europejską Kartę Samorządu Lokalnego. Zaraz po nim wystąpił współorganizator Kongresu, Paweł Piwowar ze stowarzyszenia Wolni Wyborcy. Stwierdził, że reforma samorządowa przybliżyła politykę mieszkańcom i nauczyła obywatelskości.

Pierwszym Gościem był Prezes NIK, Krzysztof Kwiatkowski. Jego zdaniem, o sukcesie polskiej reformy najlepiej świadczy fakt, że obecnie projektowane na Ukrainie zmiany w samorządach opierają się na polskich doświadczeniach. Samorząd terytorialny to najbardziej udane dziecko polskiej transformacji; działa lepiej i transparentniej niż administracja rządowa. Jest w lepszej sytuacji niż w latach 90. XX wieku: fundusze europejskie spowodowały, że zmartwieniem samorządowców jest jedynie, jak wydać pieniądze. To wyraz zaufania władzy centralnej, która zdecydowała, że większą część przekaże samorządom. Ale widać słabości w funkcjonowaniu samorządów województw czy małych gmin wiejskich, dysponujących niewielkimi budżetami. Istnieje też nikła chęć JST do współpracy w realizacji zadań. NIK z satysfakcją odnotowuje dobre praktyki. Kontrolerom nie zależy, by wskazywać tylko niedogodności, gdyż w NIK ma się tworzyć synteza myśli publicznej.

Następnie głos zabrał Sekretarz Stanu w Ministerstwie Administracji i Cyfryzacji, Stanisław Huskowski. Uznał, że poza wielkimi reformami potrzebne są działania mniejsze, polepszające funkcjonowania samorządów, jak np. inicjatywa prezydencka o współdziałaniu w samorządzie. Przygotowany został również projekt rządowy: nie jest przedsięwzięciem rewolucyjnym, ale odpowiada na oczekiwania samorządów. W wyniku akcji „Sprawne państwo – sprawny samorząd” powstał projekt, który zapewne będzie przyjęty przez Parlament. Zawiera 6 grup tematycznych: zwiększenie samodzielności wykonywania zadań przez JST, ułatwienie współpracy pomiędzy samorządami, zwiększenie zachęt do dobrowolnego łączenia gmin, zmiany w przepisach podatkowych, odnośnie zadrzewiania i o charakterze deregulacyjnym. Priorytetem jest tworzenie Centrów Usług Wspólnych, tak aby różne jednostki organizacyjne mogły komasować funkcje obsługowe. Powinno też być możliwe powoływanie związków gminno-powiatowych. Możliwość łączenia się małych samorządów została uatrakcyjniona poprzez podwyższenie odpisu z PIT do 10% (z 5%) na najbliższe pięć lat i zwiększenie na jedną kadencję liczby radnych. W zakresie spraw podatkowych wprowadza się możliwość fakultatywnego pobierania przez gminę opłat, np. targowej. Likwiduje się też absurdy, np. gdy kwota opodatkowania jest niższa niż przesyłka listowna oraz zmniejsza kary za wycinkę drzew na swojej posesji – będzie to decyzja samorządu.

Występujący po Ministrze Dyrektor Krajowej Szkoły Administracji Publicznej, Jan Pastwa, zwrócił uwagę na konieczność inwestowania w kapitał ludzki w urzędach i instytucjach samorządu. Nie bagatelizując układów, nepotyzmu, partyjniactwa, mitręgi biurokratycznej czy braku szacunku dla obywatela, wskazywał, że badania pokazują rozdźwięk między powszechną złą opinią o administracji a doświadczeniem indywidualnym. Narzekanie na zwiększenie administracji samorządowej to pewnego rodzaju zabobon – pomnożenie zasobów w JST spowodowało, że pracownicy są bardziej kompetentni i mają czas na załatwianie spraw. Cytował Prezydenta Gdańska, Pawła Adamowicza, który twierdzi, że „administracja może być nośnikiem innowacyjności”. Dlatego trzeba budować jej potencjał i inwestować w kapitał ludzki, który przynosi zwrot. Samorząd może szkolić, motywować pozafinansowo, budować przekonanie o sensowności pracy nastawionej na rezultat. Może też prezentować własne przywództwo.

Ostatnim występującym był Marszałek Województwa Mazowieckiego, Adam Struzik. Omawiał sytuację janosikowego. W 2003 roku samorządy uzyskały udziały w PIT i CIT. Stworzono wtedy mechanizm wyrównywania poziomego. W 2010 r. doszło w Polsce do kryzysu i pojawił się problem Mazowsza. Ponieważ wpłata na janosikowe jest liczona na podstawie dochodu sprzed 2 lat, województwo musiało zapłacić 68% dochodów. Po wpłacie okazało się, że o ile na początku Mazowsze było na I miejscu pod względem dochodowym, tak finalnie zajęło miejsce przedostatnie. To oznacza, że nie jest to system wyrównawczy, tylko zakłócający poziom dochodów. Wówczas skierowano wniosek do Trybunału Konstytucyjnego. W 2013 roku załamały się dochody z CIT, a trzeba było wypełniać zadania województwa. TK po 4 latach stwierdził, że artykuły wyliczające wpłaty są niezgodne z Konstytucją, bo nie pozostawiają środków na realizację zadań i uchylił decyzję Ministerstwa Finansów, nakazującą zapłacić zaległe janosikowe. Jako, ze rząd przysłał propozycję na lata 2015-2016, Marszałek opracował nowy projekt. Jest w nim propozycja autentycznego mechanizmu wyrównawczego, czyli spłaszczenia dochodów. Na początek byłaby to wizja na rok: zmieniono wskaźniki i Mazowsze zapłaci o ok. 240 mln zł mniej, a pozostałe województwa dostaną wyrównanie w postaci dotacji. To proteza, aby uzyskać czas na wypracowanie docelowego rozwiązania. Problem narasta też na poziomie powiatów. Trzeba więc zmienić system, tak aby nie naruszyć funkcjonowania tych jednostek, które są płatnikami.

Po wystąpieniach red. Ewa Usowicz zaprosiła do panelu Gości, którzy mieli odpowiedzieć na pytanie, jak zwiększyć dochody, aby zapewnić pieniądze na zadania i wyrównywać środki między gminami, a także odnośnie zadłużenia samorządów oraz indywidualnego wskaźnika.

Wypowiedzi rozpoczęła Elżbieta Suchocka-Roguska, doradca Prezesa Narodowego Banku Polskiego, b. Wiceminister finansów. Mówiła, że nie ma możliwości, by w systemie było więcej pieniędzy, chyba że nałoży się dodatkowe obciążenia fiskalne na obywateli. Istnieje dylemat, czy zadania powinny być finansowane z dochodów własnych, czy z dotacji. Rząd chce, by jak najwięcej pokrywać dotacją. Samorządy wysyłają sprzeczne sygnały – niektóre wolą dostać dotację, gdyż wtedy uciekają od odpowiedzialności. Funkcjonuje opinia, że gminy wiejskie są upośledzone dochodowo, ale na skutek dotacji mieszczą się w czołówce w dochodzie na 1 mieszkańca. Nie będzie pełnej zgody, by ograniczyć janosikowe. Samo zadłużenie nie jest złe, jeśli służy planowaniu inwestycji. Jak chce się reformować, trzeba się przyzwyczaić, że nikt nie będzie miał tak, jak obecnie. Trzeba na nowo ustalić rodzaj zadań, podział na własne i rządowe oraz określić poziom finansowania. Należy wprowadzić Kodeks Finansów Samorządowych – jedną ustawę o dochodach, regułach gospodarki finansowej JST i odpowiedzieć na pytanie, czy różne rodzaje samorządów muszą mieć te same zasady. Trzeba też racjonalizować metody gospodarowania środkami. Dyskusja powinna się zacząć w ramach KWRiST.

Jako następna zabrała głos Skarbnik Katowic, Danuta Kamińska. Jej zdaniem, samorządy muszą nauczyć się gospodarować pieniędzmi. Należy dążyć do standaryzacji kosztów. Po policzeniu kosztów zadań powinno się wprowadzić ich standaryzację, wraz z poziomem odpowiedzialności (administracja rządowa lub samorząd). Bez tego nie da się przeprowadzić prawidłowej redystrybucji. Inflacja prawa spowodowała, że dochody samorządów de facto nie są dochodami, subwencja – subwencją, opłaty – opłatami itp. JST mają władztwo nad podatkami lokalnymi tylko teoretycznie. Unia Metropolii Polskich lobbuje za podatkiem lokalizacyjnym – uzależniającym stawkę od PKB na danym obszarze, z możliwością kształtowania jej przez radę miasta. Proponuje też podatek od reklam, zwłaszcza dla dużych miast. Wprowadzenie złotej reguły, wieloletniej prognozy finansowej i indywidualnego wskaźnika zadłużenia było elementem naprawy samorządów. Złota reguła stanowi, że gmina nie może się zadłużać na wydatki bieżące, tylko na inwestycje, wydatki majątkowe, rozwój. Inwestycje nie zawsze są produktywne, często generują wydatki. Wskaźnik powinien być powiązany z WPF, która musi być oparta o demografię.

Prezydent Nowej Soli, Wadim Tyszkiewicz, skonstatował, że samorząd powinien się nauczyć zarabiać, a nie liczyć na to, że ktoś coś mu da. Prezydent jest zwolennikiem traktowania JST jak firmy. Wytwarza bowiem majątek, inwestuje, próbuje zwiększać dochody. Niech rządzący na to pozwolą. Potrzebne jest większe zaufanie do samorządów i konieczność reform; samorząd musi być poprawiony. Konsolidację gmin trzeba przeprowadzić odgórnie. Co do zadłużenia, to zależy, na jaki cel jest zaciągane. Prezydent podniósł też temat kadencyjności (istnienie groźba, że w drugiej kadencji włodarze będą podejmować nieroztropne decyzje), budżetu obywatelskiego (końcową odpowiedzialność za finanse i tak ponosi organ wykonawczy) oraz bardziej efektywnego wykorzystania środków z pomocy społecznej bez pośrednictwa urzędów.

Wypowiedź Prezydenta Stalowej Woli, Andrzeja Szlęzaka, była radykalna. Uważa on, że sytuacja samorządu zależy od ustawowych regulacji, a system finansowania JST wyczerpał swoje możliwości. Po perspektywie unijnej samorząd zostanie z długami i problemem demografii. Jeśli nie będzie systemowej zmiany finansowania JST, ich rola sprowadzi się do tego, że z trudem będą pełniły funkcje socjalne. Andrzej Szlęzak stara się zarządzać miastem jak przedsiębiorstwem. W polskim modelu samorządu kładzie się nacisk na dyskusję, demokrację, a najpierw potrzebne są zmiany systemowe. Pieniędzy może być więcej, ale od warunkiem podejścia menedżerskiego. Po co jest powiat? Po co w Stalowej Woli 23 radnych, z których większość nie przeczytała ustawy o samorządzie? Wystarczyłoby 7 radnych, którzy ponosiliby odpowiedzialność materialną. Prezydent widzi szanse na zmianę, bo w JST tkwi sporo niewykorzystanego potencjału, np. w dziedzinie zmniejszenia wymogów biurokratycznych. Trzeba iść w zarządzaniu w stronę modelu biznesowego. Rynek musi być przed demokracją. Niech bankrutują te samorządy, które nie potrafią działać, i niech będą za to rozliczane.

Mocne słowa łagodziła Agata Dąmbska z Forum Od-nowa, twierdząc, że nie ma dychotomii pomiędzy zarządzaniem partycypacyjnym a dobrym. System finansów publicznych jest w fatalnym stanie, więc należy uruchamiać rezerwy. Pierwszym krokiem byłoby przekazanie całego 18% progu podatkowego i – proporcjonalnie – 19% samorządom jako lokalny PIT, a wpływy z 32% do budżetu państwa. Wtedy spłaszczą się dochody JST i nie będzie potrzebna tak silna redystrybucja. W tym celu konieczne jest włączenie 1,3 mln rolników w system. Po drugie, rezerw można szukać w samodzielności organizatorskiej JST. Samorząd został skrępowany koniecznością tworzenia jednostek organizacyjnych. Jest ich 59 tys., każda zatrudnia głównego księgowego i kierownika, co generuje koszty. Po trzecie, zasada adekwatności według modelu duńskiego: koszt zadania musi być pokryty przez resort, który obarcza nim JST. Minął już czas dyskusji o samorządzie. Należy podjąć odgórnie decyzje, które zmienią myślenie o finansach. Indywidualny wskaźnik zadłużenia to emanacja prymatu myślenia centralnego nad zdecentralizowanym. W Skandynawii jest zasada zrównoważenia budżetu w średnim okresie (5 lat), czyli to JST decyduje, kiedy się zadłuża i kiedy spłaca dług. To objaw zaufania do samorządów. Forum Od-nowa jest zwolennikiem łączenia gmin: sama likwidacja powiatów sprawi, że małe gminy nie udźwigną ich zadań. Systemy muszą się uczyć; w krajach rozwiniętych jest co jakiś czas podejmowana rewizja przyjętego modelu.

Ostatni zabrał głos Prezes Warszawskiego Instytutu Studiów Ekonomicznych, dr Maciej Bukowski. W dyskusji o janosikowym jest pytanie o skalę redystrybucji między samorządami. Poprzez pieniądze publiczne tworzy się różnego rodzaju renty, a prognozy demograficzne mówią, że będzie się zmniejszała liczba osób w wieku produkcyjnym. Ludzie starzeją się coraz szybciej, problem ten będzie największy na prowincji. W Polsce mieszka realnie 36 mln ludzi, 2 mln przebywa zagranicą. Ta tendencja będzie się nasilać. Funkcja samorządów zacznie grawitować w stronę socjalną, a nie rozwojową. Jako, że lokalnymi magnesami będą miasta, trzeba wesprzeć ten proces poprzez samodzielność JST w dziedzinie dochodów, zamiast ciągnąć fikcję redystrybucji. Utrzymywanie trzech szczebli samorządu nie ma sensu, bo dublują swoje kompetencje. Muszą być albo powiaty, albo większe gminy. Istotnym problemem jest brak autonomii samorządów w kształtowaniu swojej architektury administracyjnej. Państwo narzuca prowadzenie instytucji, zamiast przerzucić to na firmy czy organizacje pozarządowe. Nikt nie wie też, jakiej jakości są usługi publiczne. Nie ma audytu, monitoringu.

Na zakończenie panelu wypowiadali się uczestnicy spośród publiczności. I tak, dr Arkadiusz Babczuk stwierdził, że często lepszą alternatywą od wskaźników jest siła nacisku obywatelskiego, a stereotyp „dużego, który może więcej” to zamglenie dyskusji. 70% JST mówi, że woli subwencje, a nie dochody własne. Oszczędności mogłyby być w oświacie, Karta Nauczyciela demoluje budżety JST. Następnie zabrzmiał głos Małgorzaty Franaszek, że nie umiemy edukować, a mieszkańcy nie wiedzą, kim jest radny, burmistrz, a nawet sejmik. Samorząd nie umie współpracować z sektorem prywatnym, o czym najlepiej świadczy porażka PPP.

Burmistrz Kartuz, Mirosława Lehman, uważa, że nadszedł czas na podsumowanie okresu transformacji. Trzeba zmieniać szybko, bo trwanie w agonii nie pozwoli na silne samorządy i silnych przedsiębiorców. Mamy do czynienia z pomieszaniem kompetencji powiatu i gminy. PPP sprowadza się do „Patrz, prokurator przychodzi”. Samorząd musi być zarządzany jak przedsiębiorstwo. Łączenie małych gmin jest słuszne, ale jeśli one same dojdą do wniosku, że warto. Należy być ostrożnym w podejmowaniu decyzji centralnych. Odnośnie transparentności trzeba mówić o wszystkich instytucjach publicznych i urzędach centralnych. Z kolei Paweł Piwowar skonstatował, że w szkole nie uczy się o samorządzie, tylko administracji centralnej, więc samorządowcy powinni wyjść do szkół. Nawiązując do tego, Lesław Fijał, Skarbnik Krakowa, opowiadał, że złożył deklarację szkołom w Krakowie, że może przyjść i opowiedzieć o samorządzie. Głos JST w KWRiST jest słaby: co 6 miesięcy zmieniają się przedstawiciele, bo jest wiele korporacji, które mają rozbieżne interesy. Dlatego trzeba powołać jedną organizację samorządową. Kolejny problem to fakt, że do samorządu nie przyznaje się żaden organ władzy centralnej. Samorząd powołał Senat, więc to on powinien być izbą samorządową.

Lena Dajcz była na 2 posiedzeniach rady dzielnic. Zbulwersowało ją lenistwo i niezaangażowanie radnych. Z kolei Marek Pietruszka pytał, ile kosztuje utrzymanie 47 tys. radnych i nawoływał, by jak najszybciej wdrożyć sposób biznesowego zarządzania JST. W odpowiedzi Marcin Murawski wrócił do pomysłu, by samorządy mogły zgłaszać upadłość. Dziś nie mają prawa tego zrobić z powodu ryzyka dla budżetu państwa. To mechanizm rynkowy, choć nie państwowotwórczy. Maciej Bukowski ripostował, że dlatego właśnie wprowadzono złotą regułę fiskalną, zaczerpniętą z Wielkiej Brytanii: inaczej samorządom byłoby łatwo zadłużać się na koszt przyszłych pokoleń. W dyskusję włączył się szef Wspólnoty, Janusz Król, mówiąc, że samorząd powinien płacić za swoje błędy, także bankrutować, gdyż musi mieć świadomość, że złe zarządzanie może prowadzić do fatalnych rezultatów. Ale to się nie stanie, jeśli będzie się traktować radnych jak „baranów”. Są pomijani, stanowią ciało fasadowe, a stopień skomplikowania ich pracy jest wysoki. Emocje studził prof. Eugeniusz Wojciechowski. Jego zdaniem, samorząd dysponuje ogromnym kapitałem, a zarządzanie powinno być biznesowe. W sektorze publicznym nigdy nie będzie większej efektywności, jednak trzeba działać w sposób racjonalny. Należy zlikwidować województwo, które nie jest wspólnotą. W gminach rada została zdominowana przez organ wykonawczy. Końcowy głos należał do Leszka Wiśniewskiego, który zwrócił uwagę, że nie należy bagatelizować podatku od reklamy i gruntu, gdyż przestrzeń miejska to kapitał samorządu, a kwestie fiskalne mogą pomóc wprowadzać ład przestrzenny.

W drugim panelu dyskusyjnym dr Adam Aduszkiewicz (Fundacja Rozwoju Demokracji Lokalnej) poruszył temat roli radnych, konsekwencji słabej rady oraz ustawy prezydenckiej. Była to rozmowa o demokracji i władzy.

Rozpoczął ją dr Stanisław Faliński z Collegium Civitas od stwierdzenia, że radni mają dużo mniej do powiedzenia i wiedzą o tym, co przekłada się na sposób ich funkcjonowania. Usytuowanie rady zachęca do braku zaangażowania w pracę, bo organ wykonawczy zdecydowanie dominuje. Ludzie aktywni skupiają się wokół tego, kto jest podmiotem i kto ma wpływ, czyli wójta. Trzeba kompleksowo przyjrzeć się prawu dotyczącemu JST i ustalić kierunek przebudowy. Istnieje proste rozwiązanie, które było do 1998 r.: instytucja członków rady dobieranych spoza niej. Uczestniczyli oni w opiniowaniu. Trzeba wrócić do tego pomysłu, z zastrzeżeniem, że byliby to delegaci organizacji pozarządowych. Filarem samorządu jest społeczeństwo obywatelskie, które musi się identyfikować ze strukturą. Ona mu nie sprzyja, frekwencja w wyborach nie rośnie, ludzie nie chcą być aktywni. Uważają, że władza powinna być jedynie sprawna. A władza w gminach to „lokalna monarchia”, powielana w kolejnych kadencjach. Kadencyjność może być w tej chwili sposobem na ograniczenie patologii, choć to de facto mieszkańcy powinni decydować, ile tych kadencji ma być. Tworzy się krwiobieg wewnętrzny osób sprawujących władzę. Odrywają się od tych, w imieniu których tę władzę sprawują. Widzimy, że jest problem, choroba została zlokalizowana.

Prof. Hubert Izdebski potwierdził, że istnieje rozczarowanie ideałem demokracji republikańskiej. Na poziomie państwa mamy do czynienia z podziałem władzy na stanowiącą i wykonawczą, w samorządzie formalnie nie. Istnieje więc dominacja czynnika wykonawczego. Wprowadzono bezpośrednie wybory wójtów, nałożone na system quasi parlamentarny, ale nic się nie zmieniło w kwestii roli rad. Muszą o wszystko prosić władzę wykonawczą. Rada nie może wykonywać należnej jej władzy, jeśli nie będzie dysponować odpowiednim aparatem i środkami. Nie oddzielono też polityki od menedżeryzmu, administracji. Jest rozwiązanie hybrydowe. Im więcej będzie jednomandatowych okręgów wyborczych (JOW), tym większe prawdopodobieństwo, że nie znajdą się tam kandydaci. W dodatku, mieszkaniec głosując w swoim okręgu, pozbawia reprezentacji kogokolwiek innego. Należy wprowadzić podział władz, uwzględniający podział pomiędzy władzą polityczną a administracyjną. W projekcie prezydenckim treść nie odpowiada tytułowi, brak też koordynacji z projektem rządowym. Zmiana konstrukcji referendów lokalnych daje się wytłumaczyć tym, że referenda merytoryczne praktycznie nie istnieją. Trzeba więc na nie skierować energię. Wprowadzenie instytucji inicjatywy obywatelskiej jest słuszne. W teorii public governance odchodzi się od NPM na rzecz zarządzania partycypacyjnego.

Z kolei Prorektor Uczelni Łazarskiego, Jerzy Stępień, powrócił do kwestii Europejskiej Karty Samorządu Lokalnego, ratyfikowanej w 1993 roku bez zgody parlamentu. Jest ona ważna, gdyż w Polsce panuje skłonność robienia wszystkiego po swojemu. Przykładowo, jest w niej zapis, że radnemu należy się zwrot utraconego zarobku, z czego zrobiono diety dla radnych, rozmijając się ze standardem EKSL. Zmiana sposobu wyboru wójta powoduje konsekwencje ustrojowe, o których nie pomyślano. Karta mówi też, że to społeczność lokalna kieruje JST, a prawo to realizuje przez rady, które mogą dysponować organami wykonawczymi. Dawniej Sekretarz i Skarbnik był wybierani przez radę, teraz wykreślono Sekretarza. Należy uczynić Prezydenta Miasta przewodniczącym rady i pomyśleć o funkcji dyrektora, podlegającego radzie. Ograniczenie kadencji jest zbędne – to leczenie objawów, zamiast przyczyn. Źródłem patologii jest brak rozdzielenia stanowisk politycznych od administracyjnych. Nie da się zarządzać gminą jak biznesem, bo w firmie o wszystkim decyduje rynek i prawo upadłościowe. W samorządzie tego nie ma. W projekcie ustawy prezydenckiej kontrowersyjny jest brak progu frekwencji przy referendum. Z kolei projekt rządowy ma dobry mechanizm łączenia gmin oraz związków gminno-powiatowych. Budżet obywatelski powinien być przedszkolem współuczestniczenia, a nie sposobem, aby rzucić na pożarcie trochę pieniędzy.

Kolejnym mówcą był Przewodniczący Rady Miasta Rzeszowa, Andrzej Dec. W jego opinii radni to reprezentacja społeczeństwa. Nie są zawodowcami, trudno ich skłonić do edukacji. Bezpośrednie wybory wójtów były wprowadzane w pośpiechu, zabrakło pomysłu, co zrobić z radą. Radni są ubezwłasnowolnieni, a także jest ich za dużo. Ich niska odpowiedzialność jest proporcjonalna do zakresu zadań. Aby kontrolować działania Prezydenta Miasta, trzeba mieć odpowiednie możliwości finansowe i kompetencje. Projekt budżetu to książka, zawierająca 1/5 treści. Przewodniczący rady musi móc się zwrócić o eksperta. Kadencyjność to najprostsze rozwiązanie, aby zatrzymać oligarchizację. Grozi nam powstanie królestwa, liczba osób uzależnionych od Prezydenta Miasta jest olbrzymia. Gromadzi on też aktywnych działaczy lokalnych. Zapisy w projekcie prezydenckim nie są technicznie przemyślane. Jeśli istnieją warunki do partycypacji, mieszkańcy sami powinni korzystać. Nie należy inspirować na siłę. Budżet obywatelski jest dobrą ideą, ale liczba pieniędzy powinna być ograniczona. Referenda merytoryczne byłyby metodą na uspołecznienie. Widać potrzebę, by zmienić ustrój. Trzeba spisać kilka wariatów rozwiązań i poddać je pod dyskusję. Jest też inicjatywa Komisji Kodyfikacyjnej Samorządu.

Po tych wypowiedziach nadszedł czas na komentarze publiczności. Wadimowi Tyszkiewiczowi zabrakło słowa „odpowiedzialność”, którą ponosi wójt. Nie można też uogólniać zarzutów o patologie w samorządach. Ograniczenie kadencyjności jest niezgodne z demokracją i będzie demotywować wójta. Jeśli ma on przewagę nad konkurencją, może w drugiej turze powinna być wygrana dopiero przy stosunku głosów 55:45 (w tym miejscu Paweł Piwowar zauważył, że dobrym sposobem mogłoby być zwiększenie limitu finansowego na kampanię dla kontrkandydata). W ustawie prezydenckiej jest dużo złych pomysłów, np. brak progu referendalnego.

Danuta Kamińska mówiła natomiast, że pustym zapisem jest odmowa kontrasygnaty. Do tematu organu wykonawczego wróciła Justyna Skalska, mówiąc, że system zależy od tego, jaki człowiek zostanie wybrany. Wójt rządzi przy pomocy urzędu, który pełni funkcje kontrolne – przygotowuje dokumenty. Widać już kroczącą rewolucję: rozwijają się mechanizmy partycypacyjne. Narzędziem jest m.in. budżet obywatelski, pozwalający przejść do demokracji bezpośredniej. Pełni rolę edukacyjną. Następnie Agata Dąmbska zwróciła uwagę, że w Polsce nie było New Public Management, który uczy zarządzania opartego na celach i efektach. Po nim dopiero można aktywizować ludzi. Radnych trzeba włączyć w bieżące zarządzanie wspólnotą, powinni stać na czele komitetów wykonawczych. Wówczas mieliby odpowiedzialność i nie byłoby dualizmu władzy stanowiącej i wykonawczej. Nie będzie też dobrej partycypacji bez transparentności. Temat radnych kontynuował Grzegorz Makowski. Składy rad nie przekładają się na wyniki ekonomiczne wspólnoty, ani sytuację NGO. Tymczasem powinny animować życie lokalne. Wzmocnienie udziału mieszkańców w radach nie może być uregulowane prawnie. Projekt prezydencki narzuca ustawowo limity, więc jest złym kierunkiem.

Po nim głos zabrała Małgorzata Franaszek, konstatując, że inicjatywa lokalna w dzielnicach się rozwija, tylko trzeba uporządkować przepisy. Narzekała na silne upolitycznienie samorządu, z czym polemizował prof. Eugeniusz Wojciechowski. Jego zdaniem samorząd zawsze jest polityczny. Był też przeciw zarządzaniu JST jak firmą, gdyż cele mają charakter jakościowy, a nadrzędne są wartości. Płacimy za to niższą efektywnością. Nawoływał do organizowania referendów, bo każdy poziom frekwencji jest informacją. Mówił, że nie da się oddzielić polityki od administracji. Można zawrzeć wykaz stanowisk w JST o charakterze politycznym.

Wątki zaniedbanej w panelu partycypacji pogłębił Wiesław Skrobot: w obliczu nowej Perspektywy Finansowej UE są pieniądze na zmianę społeczną i rewitalizację, więc można się nauczyć współuczestnictwa. Trzeba przygotować narzędzia partycypacyjne dla ludzi. Kolejny punkt widzenia wniósł dr Arkadiusz Babczuk, wypowiadający się o słabości mediów lokalnych. Upadłość komunalna nie ma charakteru likwidacyjnego. Bogdanowi Dąbrowskiemu zabrakło w dyskusji spojrzenia praktycznego. Drażniły wypowiedzi, że społeczność lokalna jest za mało aktywna. Pytał, czy jeśli organy wykonawcze dobrze działają i mieszkańcy ich chcą, to czy nadal ma być ograniczenie kadencji. A może po dwóch kadencjach Prezydent Miasta powinien z urzędu iść do Senatu? Bezpośrednie wybory doprowadziły do tego, że społeczność lokalna się organizuje, a prezydenci z nią związują i nie są członkami partii. Radni swój czas na sesjach poświęcają załatwieniu spraw partyjnych i prywatno-społecznych. Należy zająć się fundamentalnymi kamieniami węgielnymi pod nową reformę. Wówczas Paweł Piwowar zaproponował stworzenie zespołu kodyfikacyjnego prawa samorządowego, który pozwoliłby opracować zmiany systemowe.

Wydawca: SKIBNIEWSKI MEDIA, Warszawa